|
nasz DOM www.netparafia.pl |
 |
MODLITWA w naszym DOMu - Zycie duchowe dzieciakow
Abuna Zygmunt - 1 Lipiec 2013, 09:15 Temat postu: Zycie duchowe dzieciakow Bardzo wazna jest twoja troska o dzieciaki. Wlasnie, jak to zrobic aby "chwycily" ducha religijnego, tym bardziej, ze my pamietamy iz w dziecinstwie wcale nas nie fascynowala religia. Nie mozna przesadzac z "obowiazkami", ale jednoczesnie jakis porzadek jest konieczny i jakies zobowiazania. Bardzo wazne sa swiete momenty. Ja pamietam na przyklad tatarak w Zielone Swieta i choc nie rozumialem teologicznych konnotacji zielonych lisci tataraku lezacych na podlodze z Zeslaniem Ducha Swietego, ale czulem ich zapach i to tylko w ten jeden dzien , przez co stal sie on dla mnie wyjatkowy i.... wyjatkowo piekny. Nie wspominam juz o Bozym Narodzeniu i calej oprawie domowej i koscielnej tego swieta. Pamietam tez chwile po nabozenstwie majowym, kiedy gasly swiatla, czulo sie jeszcze zapach kadzidla, siedzielismy na schodkach oltarzowych (bylem lichym troche ale zawsze ministrantem ), koscielny gasil swiece, a kosciol spiewal jeszcze "O moj Jezu kocham Cie".... Jakies takie zupelnie niezaplanowane spotkania z laska Boza byly istotne. Bardzo wazna byla dla mnie wiara w moc modlitwy, w jej sens i zagladanie zupelnie bez zachet starszych i nawet w tajemnicy przed nimi do pobliskiego kosciolka klarysek, aby sie pomodlic przed "moja" Matka Boska. Waznym elementem tych modlitw byli inni , to znaczy sprawy rodziny za ktore w ten sposob wyrazalaem swoja odpowiedzialnosc. Istotne byly tez podziekowania, a nie tylko prosby i male ofiary ktore czasem skladalem , choc nie bardzo na to mialem ochote. Potem jednak czulem duchowa satysfakcje i "zapach" jakiejs niebianskiej szlachetnosci.
Co powiedzialbys na temat duchowego wychowania dzieci?
Co tobie jako dzieciakowi pomagalo w zblizeniu sie do Boga?
Alina - 1 Lipiec 2013, 09:48
Zupełnie nie mam takich wspomnień. Nawet święta Bożego Narodzenia miały w moim domu świecki charakter. Niedzielnej Mszy św. nie cierpiałam jako dziecko. Było na niej ciasno, gorąco , duszno i zawsze zbyt długo. Ale babcia zabrała mnie kiedyś na Mszę św. w dzień powszedni. Ludzi mało, kościół rozświetlony przez zachodzące słońce...wtedy czułam coś takiego świętego.
Poza tym w dzieciństwie i wczesnej młodości bałam się świata i zaczęłam się modlić głównie ze strachu. Uczepiłam się Pana Boga, bo szukałam pomocy i nadziei.
Dzisiaj sama często o tym myślę- jak przekazać ducha religijnego dzieciom? Jedno jest pewne- im wcześniej tym lepiej, rozmowy z nastolatkami stają się super trudne. Jasne, chrześcijańskie przeżywanie świąt, niedzielna Eucharystia, fakt, że ja się modlę... Jedyne co mi się udaje to na razie nasza wspólna obecność w niedzielę w kościele, choć mój szesnastoletni syn wybiera już często inny kościół lub inną godzinę niż my. Wspólna modlitwa możliwa jest obecnie jeszcze tylko z sześciolatkiem, choć ku mojej radości mój 10-letni Kuba przeczytał w tym roku całą Biblię dla dzieci.Dwóch chłopców jest ministrantami i choć marzy mi się ich nieco większa gorliwość- nie naciskam zbytnio. W sumie naprawdę nie wiem. Życie duchowe naszych dzieci jest moja wielką troską, ale myślę raczej , że mam na to tylko częściowy wpływ. Pozostaje codzienna modlitwa za nich...
Abuna Zygmunt - 1 Lipiec 2013, 15:55
Tak, o tym zapomnialem - MODLITWA ZA DZIECI. Jestem pewien modlitwy mojej mamy ( az do ostatnich dni w jej zyciu i teraz licze na nia rowniez ). Jestem pewien ( racjonalnie oczywiscie nie potrafie tego udowodnic ) duzej, skutecznej modlitwy mojej madrej babci.
JurekS - 1 Lipiec 2013, 18:20
Ciekawy temat ojciec wywołał. Moja obecna religijność, nieco surowa niewątpliwie wyrosła z wzorców jakie miałem w dzieciństwie. Pamiętam, że Pan Bóg zawsze był sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Ale nie było to jakieś negatywne doświadczanie Boga. To było takie naturalne. Przyjmowałem to w swoim dziecięcym życiu jak jakiś pewnik, fundament. I przy tym bojaźń Boża też była naturalna. Był sakrament pokuty, do którego trzeba było się dobrze przygotować i nie było mowy o jakichś mijankach chociaż dziecięca natura też ich szukała. Pamiętam babci modlitewnik. Taki z pożółkłymi i mocno wytartymi kartkami. Lubiłem do niego zaglądać. Była tam cała msza (jeszcze po łacinie) z obrazkami (szkice) ołtarza i księdza przy ołtarzu. Uczyłem się tych odpowiedzi i byłem nawet trochę dumny, że na mszy umiem odpowiadać. Nigdy nie nudziłem się w kościele. Chyba zawsze miałem poczucie uczestniczenia w jakimś ważnym misterium i to było w zgodzie z tym co wynosiłem z domu czy poznawałem na religii. Bardzo lubiłem lekcje religii. Wyniosłem z dzieciństwa bardzo mocny fundament wiary w Boga. Doświadczenie miłości przyszło później i miało świetnie przygotowany grunt. Ale to był już koniec szkoły średniej. Myślę, że część tego swojego doświadczenia przeniosłem na swoich synów. Było też to zabarwiane trochę innym odcieniem religijności Magdy i chyba w sumie dało całkiem niezłe rezultaty.
Tak na marginesie dodam, że ten "monumentalny" obraz mojej religijności nie zmienia faktu, że moje drogi nie zawsze były drogami Bożymi. Ale dawało mi to siłę i daje aby z nich zawracać.
|
|