„Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami”. Stał, bo oczekiwał i bał się, że może przeoczyć Tego którego oczekuje. Skończył się czas teoretycznych rozważań w zamknięciu ich duchowego konwentu. Nadszedł czas sprawdzenia ich duchowych teorii i zmierzenia się z realiami „zewnętrznego” świata.
„Zobaczył przechodzącego Jezusa”. Stało się. Jego duchowa intuicja okazała się słuszna. Nie na próżno wyszedł z domu na ulicę, ze swego przytulnego i bezpiecznego konwentu na zewnątrz, do świata, w którym zdążyli się już pogubić jego najbardziej niecierpliwi uczniowie.
Stał on tylko z dwoma uczniami. Stanie na ulicy nie jest wygodne, szczególnie wtedy, gdy brakuje szczegółowego programu spotkania i trzeba się po prostu swojej duchowej intuicji zawierzyć, czyli po prostu oddać się do dyspozycji Boga, manifestując Mu swoją gotowość. Czy ci dwaj byli najwierniejsi spośród uczniów? Pewnie za prawdziwie wiernych uważali się ci którzy pozostali w ciszy konwentu i nie chcieli aby ich oczekiwanie rozpraszał uliczny hałas.
To on, ich mistrz duchowy, Jan, zauważył Chrystusa, gdy ten „przechodził”. Oni stali, a Chrystus „przechodził”. Gdyby nie stali i nie patrzyli uważnie, nie zauważyliby Jego przejścia, bo Chrystus nie ma w zwyczaju walić w bębny i dąć w trąby, żeby ogłosić swoje przybycie. Jeszcze jedno warto zauważyć: „przechodzić” kojarzy się nam z „przejściem”, czyli „paschą”.
Jan wówczas „rzekł: "Oto Baranek Boży" i to wszystko. Wystarczyło, aby dwaj uczniowie zorientowali się o co chodzi. Czekali oni na znak i otrzymali go. Dla nich to było hasło, czyli słowo wtajemniczenia i udziału w zdarzeniu które właśnie wchodziło w decydującą fazę.
„Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem”. Najpierw trzeba zauważyć, ze „usłyszeli”, bo nieraz można być bardzo blisko mówiącego i go wcale nie słyszeć. Nieraz właśnie ta bliskość jest przyczyną braku słuchu i rozumienia drugiej osoby, zła zaślepiająca albo obezwładniająca człowieka więź która gasi świadomość i paraliżuje wolę.
„Poszli za Jezusem”, chociaż formalnie Jan ich do Niego nie posłał. Poszli bo chcieli, bo tak rozumieli ich duchową powinność i jednocześnie rozumieli, że Jan jest po ich stronie, że on tym się cieszy, jak rodzice gdy wydają za mąż córkę albo żenią swojego syna. Oto zaczyna się to czego oczekiwali, ale zupełnie nie wiedzą co ich spotka.
„Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: "Czego szukacie?" Odwrócił się, bo nie chce aby patrzeć na Jego plecy i iść za Nim w milczeniu. Spogląda im w oczy i zadaje jasne pytanie. Nie chce ich speszyć. To nie jest egzamin. To jest po prostu szczerość na jaką umie się zdobyć tylko prawdziwa Miłość, aby nie ulec złudzeniom, aby plątać się w domysłach i gubić w półprawdach.
Idąc za Chrystusem należy liczyć się z tym, że będzie trzeba dać jasną odpowiedź odnośnie tego czego się szuka, albo inaczej mówiąc określić to na co się liczy, trzymając się pleców Chrystusa. Baranek Boży wraża w ten sposób swoją miłość i pytaniem „czego szukacie”, wyzwala w nas miłość, jeżeli jest ona obecna, aby jasno się wypowiedziała. W ten sposób dochodzi do pierwszego, wstępnego porozumienia.
„Oni powiedzieli do Niego: "Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?" Pierwsze słowo to „Rabbi”, czyli nauczycielu. Pierwsze to wykrzyknik szacunku i oddania, które wyznacza ton całej wypowiedzi, określa postawę serca a nie formalne uznanie cudzego społecznego usytuowania. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości słysząc ich odpowiedź: „gdzie mieszkasz?”, która jest nie tyle pytaniem, co prośba aby ich przyjął do siebie, czyniąc mieszkańcami Jego domu.
„Odpowiedział im: "Chodźcie, a zobaczycie” Czyli ich po prostu zaprosił. On na to czekał i po to przyszedł, ale nie chce się narzucać. Chce aby samemu zapragnąć Go spotkać, aby Go szukać w naukach u różnych mistrzów życiowych, wybierając jednak spośród nich Jana, by wyjść z nim na ulicę i tam udać się za Nieznajomym. Potem żeby spotkały się ich oczy i padło pytanie o to czego się spodziewasz po swoim życiu i jakie masz oczekiwania w związku z tym spotkaniem się oczu i dopiero potem możesz pójść i zobaczyć.
Pójść i zobaczyć, to dalszy etap tej zbawczej przygody. Nie jest to teoria i zdobywanie stopni naukowych, ale dom, zamieszkanie razem, udział we wszystkim co tego domu dotyczy i tego wszystkiego co on znaczy. W swojej najgłębszej istocie jest to komunia z Panem który pozwala uczniowi przebywać w swoim domu, a my byśmy powiedzieli, że przekładając to na język naszych realiów, jest to rodzaj rekolekcji, albo po prostu inicjacja życia koscielnego.
„Tego dnia pozostali u Niego”. Okazało się, że nie tylko „tego dnia”, ale pozostali nie tyle u Niego, co z Nim na zawsze. Co więcej, świetnym przykładem może być tutaj Andrzej, który „spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: "Znaleźliśmy Mesjasza" – to znaczy: Chrystusa.” Bynajmniej, nie zamknęli się w domu Chrystusa jak konwencie, ale wyszli do bliskich i znajomych aby ich powiadomić, że „znaleźli Mesjasza”.
Znamienne jest to co stało się z Piotrem, gdy udał się wraz z Andrzejem do Chrystusa. Usłyszał on wtedy od Niego : "Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas" – to znaczy: Piotr”.
Niespodziewana zupełnie nastąpiła zmiana imienia, a więc zasadnicza życiowa reorientacja, tak jak gdyby Piotr narodził się na nowo.
Czym sobie zasłużył Piotr, że Pan Jezus go tak wyróżnił ? Czy dojrzał w nim skałę, czy raczej powołał go aby stał się tą skałą? Każdy z nas otrzymuje nowe imię, aby je realizować w życiu jako osobiście otrzymane od Chrystusa zadanie życiowe i tytuł specjalnej do Niego przynależności w Kościele. Taka jest pełna formuła naszego zawierzenia się Bogu. (J 1, 35-42)
"Czym sobie zasłużył Piotr?"
Myślę, że niczym. Po prostu był bardziej, niż inni, twardym - właśnie jak skała. Nie egzaltowanym, nie kąpanym w gorącej wodzie, ale twardziej, bardziej trzeźwo stąpającym po ziemi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie moesz zacza plikw na tym forum Nie moesz ciga zacznikw na tym forum