Strona Główna nasz DOM
www.netparafia.pl

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UĹźytkownicyUĹźytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  Chat

Poprzedni temat «» Następny temat
Św.Paweł uważał ich za swoich najwierniejszych współpracowni
Autor Wiadomość
ZoRo


Miejscowosc: Warszawa
Wysłany: 25 Styczeń 2015, 16:18   Św.Paweł uważał ich za swoich najwierniejszych współpracowni

http://www.pch24.pl/swiec...s-,11862,i.html
Święci biskupi Tymoteusz i Tytus

Tymoteusz i Tytus to postaci drugoplanowe, ale bynajmniej niepozbawione znaczenia we wspaniałej epopei rozszerzenia chrześcijaństwa po zesłaniu Ducha Świętego. Apostoł Narodów Paweł uważał ich za swoich najwierniejszych współpracowników, nazywał braćmi i najdroższymi synami, oni zaś towarzyszyli mu w chwilach radości z plonu pracy ewangelicznej, ale także w ciężkich chwilach prześladowań i w trudach podróży misyjnych.


Tymoteusz, do którego św. Paweł skierował dwa listy, urodził się w Listrze w Azji mniejszej, z ojca Greka i matki Żydówki. Ojciec, choć poganin, nie sprzeciwił się zapoznaniu syna z wiarą mojżeszową. Był więc oczytany w Piśmie, znał obrzędy, ale z jakiegoś powodu nie został obrzezany (stało się to później z woli św. Pawła, który chciał pozostać wierny swej zasadzie „stać się wszystkim dla wszystkich, aby wszystkich pozyskać dla Chrystusa” i nie spowodować zgorszenia wśród żydów). Właśnie apostoł Paweł, przebywając na misji w Azji, nawrócił babkę i matkę Tymoteusza, a jego samego powołał na swego pomocnika.


O poważaniu, jakim Tradycja obdarzyła Tymoteusza, świadczą chociażby jego przedstawienia ikonograficzne z wczesnych wieków. Jest on wyobrażony, podobnie jak Apostołowie, w tunice i sandałach. W późniejszych zaś obrazach jako atrybut dochodzi jeszcze księga Ewangelii, co czyni z niego jej uprzywilejowanego głosiciela.


Na początku podejmował misje wspólnie ze swym nauczycielem (byli razem w Macedonii, Atenach, Koryncie czy Filippi, gdzie Paweł wraz z innym towarzyszem podróży Sylasem zostali uwięzieni), a we wspólnotach nawróconych z judaizmu głosił postanowienia tak zwanego pierwszego soboru w Jerozolimie (49 r.). Następnie został posłany do Efezu, gdzie miał objąć stanowisko biskupa, utwierdzając lud w wierze. Tam otrzymał dwa listy od św. Pawła, wchodzące do kanonu Pisma Świętego.


Św. Tymoteusz poniósł śmierć męczeńską podczas urządzonych z bachusowym rozmachem uroczystości ku czci Diany, bogini łowów, przyrody i płodności. Nieustraszony biskup wszedł w tłum świętującej ludności pogańskiej i począł głosić wiarę w prawdziwego Boga. Rozwścieczona gawiedź rzuciła się na niego i zatłukła go na śmierć. Z honorami należnymi księciu Kościoła został pochowany u granic miasta. W połowie IV wieku jego relikwie zostały przeniesione do Konstantynopola, skąd w dobie wypraw krzyżowych trafiły do miasta Termoli we Włoszech.


Drugi ze wspominanych 26 stycznia świętych – Tytus z Krety – wywodził się z rodziny grecko-rzymskiej zamieszkałej w okolicach Antiochii Syryjskiej (tereny dzisiejszej Turcji). Informacji o jego życiu zachowało się znacznie mniej. Św. Paweł skierował do niego jeden list, a w innych wspomina o nim bardzo pochlebnie. Są to właściwie jedyne źródła mówiące o życiu Tytusa.


Św. Paweł darzył go takim zaufaniem, jak Tymoteusza (czy też św. Łukasza), o czym świadczą jego własne słowa, a także zlecane mu różne ważne misje (jak podróż do Koryntu dla sprawdzenia stanu wiary i podtrzymaniu ducha we wspólnocie chrześcijan); był także tym, który ochrzcił Syryjczyka, lecz tym razem nie zadecydował o obrzezaniu, gdyż Tytus z założenia miał głosić Ewangelię wśród pogan.


Na początku lat 60. został skierowany na Kretę, gdzie aż do śmierci dzierżył laskę biskupią. Został pochowany na miejscu, jednak po najeździe Saracenów w IX wieku, ocalała jedynie relikwia głowy, przeniesiona do bazyliki św. Marka w Wenecji, a następnie – w ramach cyklu kontrowersyjnych gestów Pawła VI – oddana schizmatykom.

Kościół wspomina św. św. biskupów Tymoteusza i Tytusa 26 stycznia.
 
 
ZoRo


Miejscowosc: Warszawa
Wysłany: 25 Styczeń 2015, 17:15   Zastanowilo mnie przedostatnie zdanie w poprzednim poście..

http://www.deon.pl/wiadom...acy-papiez.html
Wrażliwy i cierpiący papież
Jacek Siepsiak SJ

Beatyfikacja Pawła VI może być okazją do wykorzystania tego papieża.

I poza takimi pozytywnymi próbami skorzystania ze skarbów na jakie wskazuje jego święte życie, mamy też do czynienia z dość jednostronnymi sposobami instrumentalizacji tej wielkiej postaci. Są tacy, którzy twierdzą, że zostaje błogosławionym, by w ten sposób przypomnieć i wzmocnić naukę potępiającą antykoncepcję i w ogóle wszelkie akcenty potępiające współczesny świat i jego "dewiacje". Inni znowu widzą w nim papieża, który usunął z języka Kościoła anatemy i, w duchu swojego poprzednika Jana XXIII, podjął ze światem dialog, już nie tylko serdeczny ale i na wysokim intelektualnym poziomie.



Giovanni Battista Montini wymyka się wszelkim redukcjom, bo postać to naprawdę nieprzeciętna i wielowymiarowa. Każdy święty oprócz radości płynącej z przyjaźni z Chrystusem przeżywa również cierpienia wynikające z uczestnictwa w Jego krzyżu. Chyba największe cierpienia Pawła VI rodziły się z rozczarowań, z zawiedzionych nadziei i przekonania o niezrozumieniu. To papież bardzo często nierozumiany. Był na tyle wielki, że zarzuty, które mu stawiano operowały na płaszczyznach za niskich do tego, by można z nimi było podejmować poważny dialog. Ten wielki intelektualista miał niewielu interlokutorów zdolnych do owocnej wymiany zdań. Może dlatego wraz z upływem lat coraz częściej wybierał milczenie. Ale trzeba mu przyznać, że nie zrezygnował z wielkich gestów (jak np. całowanie stóp prawosławnego patriarchy), choć i one budziły wiele protestów po obu stronach debaty publicznej. Nie rozumieli go ekstremiści, nie rozumieli jego gotowości do pojednania, nie rozumieli "upublicznionej" pokory tego wielkiego papieża.



Cierpiał, bo się znalazł między młotem a kowadłem. Cierpiał z tego samego powodu, co ten, którego był namiestnikiem. Cierpiał, bo nie chciał stanąć na czele ekstremistów.



Jest beatyfikowany, może dlatego, by wyraźnie pokazać, że powinien był cierpieć. Jako papież, Namiestnik Chrystusowy, nie miał innego wyjścia. Jako Paweł, bogaty w doświadczenie Apostoła Narodów, musiał sprzeciwiać się różnym ekstremistom w Kościele, od rygorystów nawołujących do opierania się na przestrzeganiu tradycyjnego prawa i zwyczajów po rozpustników i chciwców folgujących rozpasanym żądzom.



Ponoć papież Roncalli nazywał go Hamletem. Chyba nie dlatego, że jakoby nie potrafił podjąć decyzji. Podjął ich wiele i to doniosłych. Prawdopodobnie po prostu stał wobec hamletowskich wyborów, wielkich i dramatycznych.



Kochał artystów. Podziwiał ich i dziękował za to, jak się uzupełniają z kapłanami, gdy mówią o tym, co niewyrażalne, gdy ukazują piękno. Jednocześnie głęboko zasmucało go pogubienie się współczesnej sztuki. Był bardzo wrażliwy.



Wrażliwy, cierpiący papież. Wtedy taki był potrzebny. A dzisiaj? Czy Franciszek powinien sobie "odpuścić" i uciec od cierpienia?
 
 
Dorota Halasa
Dorota H


Miejscowosc: Tokio
Wysłany: 27 Styczeń 2015, 02:13   

To byl wielki Papiez, na ktorym wzrorowal sie Jan Pawel II
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group