Wysłany: 29 Czerwiec 2021, 22:13 Modlic sie dobrze
Modlić się dobrze
(Łk 11, 5-13)
Fałszywa religijność wymyśla rozmaite procedury, aby budzić respekt u widzów i tych którzy szukają duchowego kontaktu z Bogiem. Dlatego lubuje się ona w tajemniczych słowach i dziwnych gestach, aby zwrócić na siebie uwagę i pozyskać nowych adeptów.
Tymczasem prawdziwa duchowość daleka jest od tej całej magicznej otoczki i nie lubi robić przedstawień, bo nie bazuje na zewnętrznym wrażeniach, ale na prawdziwej miłości, której zmanipulować się nie da, ponieważ każdego traktuje ona poważnie i odnosi się z szacunkiem do każdego człowieka.
Fałszywa religijność jest efemeryczna, jak wszystkie światowe sukcesy i mody, tymczasem ta prawdziwa nie będąc od nich uzależniona, cieszy się wolnością i spontanicznością dziecka które się zwraca z prostotą i ufnością do Boga: „Ojcze nasz !”.
Nie musisz zatem specjalnie zabiegać o formę, nie musisz przesadzać z tym jak masz się duchowo ubrać, co na siebie włożyć, jakich duchowych kosmetyków użyć, jakimi modlitewnymi formułami się posłużyć, nie musisz się duchowo mizdrzyć do Boga, nie musisz pozować, dbać o efekt, o aplauzy i oklaski – najważniejsze abyś był sobą, z całym szacunkiem i oddaniem się Bogu, starając się Go kochać, tak jak On to robi, bez taniego rozgłosu.
To nic , że jesteś niedoskonały i że się nie nadajesz na miano wzorcowego ascety. Jezus mówi wprost, chcąc nas zachęcić do zaakceptowania naszej duchowej nieporadności: to nic, że się „naprzykrzasz”, przychodzisz nie w porę ( o północy ) i nawet to, że jesteś „natrętny” ! Nie tylko Bóg na ciebie się nie pogniewa, ale TO O CO PROSISZ UZYSKASZ, chociaż „formalnie” na to nie zasługujesz, bo przede wszystkim chodzi Mu o to abyś przestał Go traktować formalnie, a nauczył się zwracać tak ufnie i bezpośrednio, jak dziecko do ojca lub do matki.
Nie przekreśla cię w Jego oczach to że jesteś grzeszny. Nie dlatego, że grzech jest bez znaczenia, ale dlatego, że nie zmienia to podstawowej prawdy o tym, że jesteś Jego dzieckiem. Tym bardziej cię kocha, gdy masz kłopoty, bo masz je w pierwszym rzędzie ze sobą samym. Nie tylko nie da ci kamienia zamiast chleba, węża zamiast ryby albo skorpiona zamiast jajka, ale dołoży do dobrych darów ten najlepszy, czyli Ducha Świętego, aby w ten sposób, w swej nieskończonej szczodrobliwości DAĆ CI SAMEGO SIEBIE !
Nie ma zatem potrzeby aby szukać wysublimowanych duchowości, zawiłych sposobów albo najbardziej skutecznych „chwytów” na Pana Boga. Jego to nie interesuje i nie bawi. Zawsze najbardziej był dla Niego przykry faryzeizm, głównie za brak pokory, który najbardziej rani miłość i prowadzi do duchowego pogubienia.
Ciekawe, że ani Maryja, ani Józef, ani nawet sam Pan Jezus. nie lansowali się na specjalistów od modlitwy i od ascezy.
Abuna ale jak tu nie odmówić różańca czy koronki każdego dnia. Wydaje mi się osobiście że każdy z nas wypracowuje w sobie przez całe życie tą relację bliskości z BOGIEM. Myślę że wszystkie modlitwy książkowe uczą nas w jaki sposób zwracać się do NASZEGO STWÓRCY a dopiero póżniej zaczynamy tworzyć własnymi słowami rozmowę osobistą z PANEM. Dlatego my świecy również potrzebujemy formacji. Musimy od siebie wymagać pewnych form nawet w modlitwie ponieważ jesteśmy słabi i leniwi i zasypiam jak apostołowie a tak wielu potrzebuje naszej modlitwy.
Z największą ulgą przeczytalam słowa o.Zygmunta. Modlic się dobrze - to mój "odwieczny" osobisty problem, bo mam pewną skazę zawodową (dzwonek szkolny), ktory siedzi we mnie, pomimo, że jestem na emeryturze. To prawdopodobnie byle jaka wymówka, ale mam straszliwy kłopot z modlitwą na określony moment, z modlitwą "na czas". W tym zakresie jestem okrutną egoistką, bo potrafi mnie wyprowadzić z rownowagi melodia np. radiowych westchnień modlitewnych, czy slow wypowiadanych przez sasiada z ławki koscielnej podczas mszy św. (gdy sasiad za glosny, pędzi albo ma dziwną intonację). Kocham dzieci, ale w czasie mszy św. maluchy mi bardzo utrudniają pobyt w swiatyni, ktory zaraz po przekroczeniu progu jest ucztą duchową i odpoczynkiem od wszystkiego. Nie potrzebuję widowisk ani gestow wznoszonych do Nieba. Uwielbiam puste koscioły i ciszę, ktora nigdzie nie brzmi tak jak w pustym kosciele.
Ojcze Zygmuncie, nie pierwszy raz dziękuję za ksiazkę pt. " Modlic się życiem". To nierozłączny moj modlitewnik przed snem. Wystarczy jeden fragmencik tekstu i od razu szybuję myslami do moich SWIETYCH.. Wiem o sile wspolnej modlitwy w tym samym czasie - odpowiada mi to bardzo, ale tylko wtedy gdy slyszę tylko siebie - ot najwiekszy egoista trafił do Netparafii i nie zamierza się stąd wyprowadzić.
Mój Wielki Swiety: św. Józef - modlitwa milczeniem - Wielki Nauczyciel i czynu i modlitwy.
To zadna konkluzja z mojej strony i oficjalne załatawienie problemu modlitwy, bo powinna być ona dla nas zawsze problemem, jak w ogole problemem jest slowo, zawsze niedoskonale, kruche, moglo byc inne, lepsze, bardziej zrozumiałe, milsze, dosadniejsze itd.
Całe szczęscie, że Bog zna nasze serca i przebywanie z Nim uczy nas rozumieć nas samych.
Jasne Marysiu, ze potrzebujemy form i formacji (ja tez oczywiscie). Dzisiaj na Mszy sw "szarbelowej" cos o tym powiem. Podoba mi sie przykład jakim posluzyl sie chyba sw. Ignacy z Loyoli: budujac dom, potrzebujesz rusztowan, inaczej zwalisz sie razem z murem gdy będziesz go wznosic. Kiedy budynek jest gotowy, rusztowania sa niepotrzebne. Najpierw formacja i rozne formy, a potem ... życie domowe.
Swietnie to opisalaś Tereso: staranie o świtość kogos z dzwieczacym w nim szkolnym dzwonkiem! Będziesz go musiala udomowić, czyli uświęcic, jakos przeformować... Ciekawa robota i trwa juz jakis przynajmniej czas, prawda ? Twoje doświadczenie życiowe jest bogatsze o ten czlowiek (nie tylko)
Trochę mnie zabolały słowa o dzieciach w kościele... Moja mama jako samotna matka wiele razy opuszczała mszą św bo jej córka była niegrzeczna co przeszkadzało paniom. A nie miała z kim zostawić dziecka nawet na tą godzinę. Czy tak to ma wyglądać? OWszem teraz tworzone są zony w kosciele gdzie mogą być głośnie maluchy. A jeśli chodzi o puste kościoły to dla mnei jest to smutny widok. Puste kosicoły w poprzednią Wielkanoc. ..Tej pustki jest aż nadto...Oczywiście rozumiem kontekst Pani Tereso, proszę się nie gniewać. Ale gdy coś mi przeszkadza to zastanawiam skąd to zjawisko, zdarzenie. Czy moje skupienie jest az takie bezcenne? JAk się skupić na Bogu skoro bliźni mnie irytuje. PArafrazując słowa ksiedza TWardowskiego- jeśli masz klęknąć przed Panem i podeptać sąsiada , to lepiej nie klękaj. Dla mnei to właśnie jest modlitwa życiem.
Agnieszko ja też uwielbiam ciszę w Kościele i ten błogi spokój i pokój.
Rozprasza mnie również ktoś szepczący modlitwy.
Zgadzam sie z Teresą że dzieci rozpraszają. To są prawdy które nam towarzyszą w naszej codzienności.
To nie znaczy że mamy dzieci nie zabierać na Mszę Świętą. To jest nasz obowiązek aby przekazać im WIARĘ.
Czasami musimy ofiarować nasz komfotr w imię miłości bliźniego bo może ktoś nie ma innego wyjścia... Zamierzam do tego ze wg mnie nasze skupienie nie ma nic do tego aby modlić się dobrze, tylko do kościoła ego żeby się dobrze czuć. A to chyba nie o to chodzi? Czy może o to?
A moim zdaniem skupienie i modlitwa idą ze soba w parze. Zresztą Bóg przemawia do św.Józefa we śnie
czyli całkowitej ciszy. Św.Faustyna też uciekła z hałasu w zacisze kościoła aby słuchać głosu Jezusa .
Ja szukam zawsze ciszy w czasie modlitwy i samotności. Każdy z nas we właściwy sobie sposób nawiazuje relacje z Panem Bogiem.
.
Aga ma rację w każdym słowie. Ja przyznaję się przecież do egoizmu, ale ani o milimetr nie umniejsza się we mnie jego obecność.. Narazie w ogole się o to nie staram (!?). Tak się składa do tej pory w moim życiu, (ku mojej wielkiej radości), że nie bywam fizycznie osamotniona - przebywam codziennie "nie sama", a gdy zdarza się dzień lub kilka takich dni, to bez trudu znajduję rozwiazanie. Jestem rasową dzieciną z wielodzietnej rodziny. Coś siedzi we mnie, coś pcha mnie do ludzi z wielką siłą, i mam wielu "odwzajemniaczy". Prawie pół wieku żyję w oddaleniu od rodziny - to pewien paradoks - to problem kazdego czlowieka, który opuszcza swoje miejsce i "kokosi się" w nowym. Tak pozwalam sobie okreslic wszelkie migracje i emigracje. Smak samotnosci nigdy mi nie doskwierał. Wiem, co to jest. Z samotnoscią mają problem tylko niektore osoby. Tak to widzę do dziś. Dziwna ze mnie osoba - tkwią we mnie sprzecznosci: kocham dzieci, ale drepczący całą mszę maluch? Tylko chwilę wytrzymuję ..po chwili rodzic ma tysiace mozliwosci.. a ja? Czy zbyt wiele wymagam, ze modlitewnego skupienia i kazdego innego nie wolno zakłócać?
Dar Ducha Św.: w swej nieskończonej szczodrobliwości DAĆ CI SAMEGO SIEBIE !
Teresko, czuję dokładnie to samo co Ty. Do kościoła idę, żeby w CISZY adorować Pana Jezusa, a we Mszy uczestniczyć jak najpełniej. Nie jest to w żadnym razie egoizm, tylko właściwa rzecz na właściwym miejscu. Kiedy chodziłam z dziećmi do kościoła, nie przyszło im do głowy biegać, gadać - i można dzieci tego nauczyć (w większości przypadków), ale rodzice tego nie robią. Niech dziecko będzie w kościele, ale niech zachowuje się właściwie. Jeśli rodzice od niego nie będą wymagać, może nigdy nie dojść do tego czym jest sacrum i dlaczego tam jest inaczej niż na zewnątrz. Pozwalanie dzieciom na wszystko jest złe dla dzieci również dlatego, że nie szanuje się osób, które nie przyszły do kościoła żeby oglądać słodkie maleństwa w akcji, ściągane co chwila ze stopni ołtarza przez cierpliwych rodziców.
Wczoraj w ławce za mną usiadła dziewczynka pierwszokomunijna z mamą. I zaczęła opowiadać o wydarzeniach z tego dnia. Ponieważ dzieci pierwszokomunijne, tak jak i ich rodzice, w większości przypadków przychodzą do kościoła tylko z okazji tej uroczystości, często czują się nieswojo w tym otoczeniu i nie do końca wiedzą jak się nie zachowywać. Wystarczyło, żeby matka powiedziała: nie gadaj. Dla nich nie było problemu. A ja przyszłam do kościoła po kilkunastu tygodniach nieobecności i chciałam się serdecznie pomodlić.
Nie jest egoizmem to, że ktoś przeszkadza zachowując się nieodpowiednio. To zderzenie się pragnienia z nieoczekiwaną rzeczywistością.
(O dzieciach pierwszokomunijnych i ich rodzicach mogłabym napisać książkę. Na podstawie kilkuletnich obserwacji wcale nie w kościele)
Tu mi się przypomina anegdota opowiadana przez księdzaPawlukiewicza o chłopcu, który był bardzo niesforny w kościele. Gdy ojciec uznał, że młody przebrał miarę zdecydowanie wziął go za rękę i skirował się ku wyjściu świątyni. Mały wyczuł, że żarty się skończyły i odwracając się zawołalł : ludzie! Módlcie się za mnie!
A jeśli chodzi o moją modlitwę, to przeszkadza mi w gotowych tekstach to, że nie w całości oddają to co czuję, a modlitwę odmawia się w całości, więc wychodzi trochę nieszczerze. W tej chwili mojego życia drażni mnie kwiecistość modlitw, lubię mówić do Pana tak jak się rozmawia: mam coś do powiedzenia to mówię, a nie delektuję się barokową formą wypowiedzi. Rozmawiam z Nim w ciągu dnia, mówię Mu jak pięknie wygląda świat, na który patrzę, jaki chmury fajne zrobił, żebym mogła Go podziwiać, powierzam Mu osoby i sprawy, o których właśnie myślę, ale sama nie mam mocy się nimi zająć...
A najbardziej lubię cichą adorację i Eucharystię.
"Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie" - słowa Jezusa powiedziane do Samarytanki przy studni. Myślę, że ta zasada dotyczy tez modlitwy.
Ściślej o modlitwie Pan Jezus powiedział: "Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie."
Niektórzy uważają, że ową "izdebką" jest własne serce; ja uważam, że należy te słowa Jezusa rozumieć dosłownie.
Sporo się mówi "uczenie" o modlitwie, np. https://adonai.pl/modlitwy/?id=263 . Autor artykułu forsuje potrzebę regulaności modlitwy.
W Medjugorje o tym, żeby modlić się sercem. W Ruchu Światło-Życie kładzie się nacisk na tzw. Namiot Spotkania:
https://www.oaza.pl/namiot-spotkania/
'Mądrość' ludowa mówi, że każdy modli się tak, jak potrafi, jak umie. Są tez stwierdzenia, że dobra modlitwa to nie(koniecznie) ta, która przynosi zadowolenie.
Wejdź do izdebki i módl się, jak potrafisz.
Św. Paweł coś tam mówił "źle się modlicie". O co mu chodziło? - Może o to by nie przedkładać woli własnej nad wolę Bożą?
.
Dziękuję Romku za izdebkę i serdecznie Cię pozdrawiam. Tyle lat wypełniasz rolę "poszukiwacza skarbów" i cudownego interpretatora - zawsze zaskakującego biblijną ripostą!
P.S
Z żalem się przyznaję, że zapomnialam, na kiedy wyznaczyles ( tak to Ty) urodziny Netparafii i jej patrona?
P.S. 2
Ja mam wciąż dylemat arytmetyczny: brak równowagi pomiędzy módl się i pracuj - na korzyść tego "pracuj"...ale i w tym zakresie znajduję jakieś samolubne wytłumaczenie..
P.S.3
Św. Paweł i to jego: źle się modlicie - ojej, znowu poczucie winy. Poszukam co to ma znaczyć..
"Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz." Jednak nie są to słowa św. Pawła, lecz św. Jakuba - na początku czwartego rozdziału jego listu.
"Odpust" netParafii został wyznaczony metodą "chybił-trafił" na dzień 23 stycznia. Okazało się, że jest to dzień św. Ildefonsa. Potem okazało się, że w tym dniu kiedyś świętowano zaślubiny św. Rodziny.
Wróciłem z Warszawy, gdzie odbył sie dzień skupienia, czyli lekki bałaganik arabski, ktoremu towarzyszyła życzliwość i gotowość do skorygowania czegos co bylo mało własciwe w danym momencie. Msza św b.prosta ale przeżyta głęboko. Mogło byc lepiej? Jasne ze tak, ale chyba było najlepiej jak było nas na to w tym czasie stać, a byli tam starsi i w srednim wieku i kilkoro dzieciakow i goście ktorzy sie pojawili w porze obiadu. Obiad był "skladkowy", pełen atrakcji wschodnich, ale jedzenie nie bylo najwazniejsze, ale to że bylismy razem, częstujac sie wzajemnie tym co na stole...
Ten opis to taki chytry wstep, aby powiedziec ze najważniejsza jest jak zawsze miłość, ktorej nie można utożsamiać ani z dobrymi manierami, bon tonem, dyscypliną i dobrym ułożeniem, ani tez ze tylko spotanicznym wyrazem swoich uczuc Panu Bogu. Każda prawdziwa miłość ma otwarte oczy na realną rzeczywistosc, szczególnie zas na drugiego człowieka, inaczej bedzie szwankowala jej otwartość na Boga i sama bedzie dotknieta skazą odrealnienia.
Czytam Wasze słowa i ogarnia mnie jakaś tęsknota by być w Domu Pana jak w synagodze ale tu gdzie mieszkam jakoś nie mam takich duchowych jak Wy ludzi i raczej jak niemowleta wobec Was..uwielbiam gdy ludzie modłą sie...uwielbiam patrzeć oczami fizycznymi i duszy jak kilku kapłanów jednocześnie wznosiły ręce do Boga i modlić sie ...Przez Chrystusa z Chrystusem i w Chrystusie...Jest to dla mojej duszy lot winda...tu mam kościół ale tak bardzo pragnę spotkać ludzi kochających zywego Boga i modlić sie z nimi...Nie chce oceniać ale strasznie brak mi zywej Bogiem radości wśród ludzi....Sama mam chorych którzy jakoś są moim krzyżem.a wyjadę do pracy i inne krzyże...Czytam Was i jakbyscie tylko szczesliwe życie mieli a ja stale narzekam...wiec nie wiem..czy ja nie umie mocno zwierzyć Jezusowi czy m oj krzyż jest większy....nie chce Was gorszyc moimi opisami ...a chce być szczerba bo jak inaczej pozwolić duszy oddychać...
Ale spotkać sie trzeba. Moze u nas w Łodzi, a moze u siostry Miriam w Szczecinie (sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej), gdzie najpierw wybudowałą, a teraz zarzdza domem pielgrzyma, iście po wschodniemu, jako ze stamtad jest rodem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie moesz zacza plikw na tym forum Nie moesz ciga zacznikw na tym forum