Pan Bóg nie „zaprosił” Maryi, jak to się nieraz wadliwie określa cud Bożego Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, odwołując się bezwiednie do wolnościowych idei zlaicyzowanego świata. Czyni się z wówczas z Maryi partnerkę Boga, który prowadzi z nią partnerskie pertraktacje o Zbawieniu i w efekcie oboje o nim wspólnym aktem decydują. Tak rozumiane „zaproszenie” to z jednej strony profanowanie świętości Boga, a z drugiej - wyraz idolatrii w stosunku do Maryi.
Żeby uniknąć - choćby bezwiednego popełnienia herezji, należy mieć jasność co do podstawowej prawdy o tym, że Bóg nie jest partnerem człowieka i wcale nie przemawia za tym ani fakt, że Chrystus umywał stopy apostołom podczas Ostatniej Wieczerzy, ani to, że został skazany na śmierć ludzkim sądem, oraz przez ludzi został wyszydzony, torturowany, zabity na krzyżu i złożony w grobie.
Bóg nie utracił przez to swej Boskiej tożsamości, ale wprost przeciwnie, tym mocniej nam ją podkreślił, bo jej istotą stanowi przecież miłość, której my nie pojmujemy, właśnie dlatego, że chodzi o Bożą miłość, a nawet więcej, o Boga który jest Miłością i wiemy dobrze, że Bóg dla nas ludzi, właśnie z tego powodu, że On jest Bogiem, a nie człowiekiem, nie jest możliwy do ogarnięcia i w konsekwencji, nie możemy być Jego partnerami. Jesteśmy stworzeniami, a On jest naszym Stwórcą, chociaż oczywiście nosimy w sobie znamiona Jego stwórczego działania.
Jeżeli nie uwzględni się tej prawdy w naszym głoszeniu Ewangelii, wówczas mówienie o przymierzu z Bogiem stanie się barwną baśnią, której nie należy traktować poważnie, szacowną tradycją, pamiątką, folklorem, ale nie tym czym być powinno, to znaczy wyrazem autentycznej mistycznej więzi z żywym Bogiem, we wierze i w miłości.
To właśnie jest cudem, czyli pochodzi od Boga, a nie jest wynikiem działania człowieka. Maryja w uczestniczy w tym cudzie z całą wolnością jej osoby, która jak żadna inna nie posiada takiej pełni wolności, bo nie jest ograniczona żadnym grzechem. Oczywiście nie znaczy to, że posiada Boże rozumienie cudu Wcielenia, ale przyjmuje go i w nim uczestniczy całą głębią swojej wiary i całą pokorną potęgą jej miłosnego oddania się Bogu.
Partner... W słowniku to inaczej wspólnik. Partner, czyli wspólnik - ale w czym? Teraz słowo partner dla kogoś oznacza kogoś, z kim ten ktoś żyje w sposób właściwy małżonkom, choć niekoniecznie jest jego małżonkiem. Dlatego, gdy na początku powyższego postu przeczytałem o partnerstwie (którego nie ma) między Maryją a Panem Bogiem, zrobiło mi się jakoś kwaśno.
Rozumiem, że każde inne mniemanie, niż zawarte w poście byłoby herezją. A mam taką heretycką myśl: Nie powinien Człowiek uważać Pana Boga za swego partnera: nie wolno mu; ale Panu Bogu chyba wszystko wolno. Są mistycy będący blisko Pana Boga, wręcz się z Nim jednoczą.
Rzeczywiście, to dobry przykład tego, co ostatnio możemy obserwować, a mianowicie zmienianie znaczenia różnych pojęć, często tych najbardziej podstawowych jak np. miłość, małżeństwo.
Partner to pojęcie z Kodeksu handlowego, ale w zasadzie nie sposób je wykorzystywać.
Przez kilka lat dość ściśle współpracowałem z pewną osobą. On miał swoją firmę, ja swoją. Gdy przedstawialiśmy się na początku jakiegoś spotkania z klientem, to najbardziej odpowiednim sformułowaniem byłoby "mój partner", ale obawiam się, że pomimo kontekstu byłoby to źródłem nieporozumienia, a co najmniej konfuzji. Wobec tego stosowaliśmy określenie "wspólnik", które było najbliższe rzeczywistości, choć mylące, bo każdy z nas miał swoją firmę.
Michał, dziękuję Ci za Twój wpis.
Doświadczam podobnych sytuacji, w których słowa nabierają nowych znaczeń.
Tęcza.
20 lat temu kupiliśmy nad morzem parawan. Jest w kolorach tęczy. Nadal nam służy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie moesz zacza plikw na tym forum Nie moesz ciga zacznikw na tym forum